Sam spór o to, jak powinna wyglądać zieleń w mieście, nie jest nowy. Trwa on już 400 lat… Na początku XVII w Europie zaczęły się robić modne tzw. ogrody francuskie z idealnie przyciętą trawą i krzewami, gdzie wszystko musiało tworzyć jakieś wzorki, szlaczki, figury. Sto lat później w opozycji do tego trendu pojawiły się ogrody angielskie – dzikie, tajemnicze, z niestrzyżoną trawą, dziko rosnącymi krzewami i drzewami. Podobny spór trwa dziś – jedni mieszkańcy miast żądają, by trawniki były wygolone, drudzy wolą dzikość.
W wielu, także polskich miastach narasta bunt – bo hałas, bo za gorąco, bo spaliny i pozbawiamy się zieleni, wilgoci, a przy tym tracimy grube miliony.
Kompromis jest możliwy? Stowarzyszenie „Miasto Jest Nasze” z Warszawy przygotowało rekomendacje pt. „Jak kosić trawę na miarę wyzwań XXI wieku?” w którym zawarło szereg argumentów dla ograniczenia koszenia trawy. Wysoka trawa w miastach ma być sprzymierzeńcem w walce ze skutkami kryzysu klimatycznego. Organizacja w zeszłym roku zaapelowała o ograniczenie częstotliwości koszenia do maksymalnie 3-4 razy w roku, z zachowaniem minimalnej wysokości źdźbła 10 cm oraz wprowadzeniem podziału terenów zielonych na strefy rekreacyjne, koszone 3-4 razy w roku i dzikie, koszone 1-2 razy w roku.
Wśród zalet rzadkiego koszenia trawników znalazły się takie argumenty jak:
- Rzadsze koszenie to oszczędność finansowa
- Wysokie trawy pomagają w walce z suszą
- Wysoka trawa oczyszcza powietrze i obniża temperaturę w mieście
- Intensywne koszenie trawy zabija owady zapylające
- Ścięta trawa truje powietrze
- Często koszenie to marnowanie wody pitnej
Co jednak z estetyką takich niekoszonych trawników?
Pełen raport można przeczytać tutaj: https://miastojestnasze.org/jak-kosic-trawe-na-miare-wyzwan-xxi-wieku/