Reklama

W marcu 1945 roku nie tylko mieszkańcy przedwojennego Lęborka ginęli z rąk wkraczających tu żołnierzy Armii Czerwonej. Równie dramatyczne sceny rozgrywały się w całym dawnym powiecie Lauenburg.

Ziemie wokół Lęborka zdane były na pastwę czerwonoarmistów. Wśród wiejskiej ludności, spory odsetek stanowili Kaszubi polskiego pochodzenia, którzy nie mieli nawet co marzyć o lepszym traktowaniu. Mieszkańcy szukali schronienia w oddali od skupisk ludzkich, jednak sowieccy żołnierze przeczesywali każdy zakątek, nawet w lasach.

Dramatyczną historię, który wydarzyła się w odległej o parę kilometrów od Lęborka Dąbrówce Wielkiej opisała jedna z przedwojennych mieszkanek Lubowidza.

Przeczytaj także: Wstrząsająca relacja wyzwalania Lęborka >>

Rosjanie w Dąbrówce Wielkiej

  • Tytuł oryginalny: „Ein Erlebnis beim Einbruch der Russen.”
  • Relacje pani E. H. z Luggewiese, Kreis Lauenburg in Pommern (Lubowidz, powiat Lębork).
  • Oryginał, 13. lipca 1951 r..

W dniu 9. marca 1945 roku musieliśmy na rozkaz burmistrza opuścić naszą wieś Luggewiese (Lubowidz) i uciec do wsi sąsiedniej – Groß Damerkow (Dąbrówka Wielka), odległej od nas tylko o cztery kilometry, ale położonej pośrodku lasu. I tak udałam się z dwojgiem moich dzieci, z moją matką oraz moją 25-letnią siostrą Käte w drogę i znaleźliśmy schronienie u moich zamieszkałych w Gr. Damerkow teściów. Tamże przebywało już więcej uciekinierów, naszych krewnych i znajomych. Następnego dnia, 10. marca, zajęli Rosjanie i tę miejscowość. W ciągu dnia przybyło jeszcze wielu uciekinierów ze wsi sąsiednich, co sprawiło, że przebywało nas w jednym pomieszczeniu co najmniej 30 osób.

Cywile uciekający przed zbliżającą się Armią Czerwoną. / fot. historyimages.blogspot.com

Pierwsi Rosjanie, którzy weszli do domów, zażądali wydania zegarków, pierścionków i wszelkich wartościowych przedmiotów. Kto nie oddał ich dobrowolnie, temu po prostu je wyrywano. Zabrali nam także naszą walizkę z żywnością. Trwało to około dwóch godzin. Wszystkie zegarki już dawno oddaliśmy, a wciąż przychodzili nowi poszukujący zegarków zbrojni, z osadzonymi na karabiny bagnetami Rosjanie i klnąc pokrzykiwali: >>urr, urr!<< [niemieckie słowo Uhr (zegarek) wypowiedziane z rosyjskim akcentem].

Nagle przybiegła z krzykiem sąsiadka – Rosjanie chcieli ją porwać ze sobą. Po chwili weszło do naszego domu dwóch Rosjan zwracając się do nas: „Frau komm!” (>>chodź kobieto!<<) i pochwycili dwie kobiety za ręce. Obie podniosły krzyk i tak usilnie błagały, że Rosjanie je uwolnili i odeszli.

W chwilę po tym wszedł inny, rosły Rosjanin. Bez słowa rozejrzał się po izbie, po czym udał się w głąb mieszkania, gdzie przebywały młode kobiety i dziewczęta. Raz tylko kiwnął palcem na moją siostrę, a gdy ta od razu nie wstała, podszedł do niej blisko i przyłożył jej pistolet maszynowy do brody. Wszyscy obecni podnieśli lament, jedynie moja siostra milcząc siedziała bez ruchu. Raptem padł strzał. Głowa siostry opadła na bok, a krew popłynęła strugami. Zmarła natychmiast, nie wydawszy głosu. Pocisk przebiwszy brodę ugodził ją w mózg i całkowicie zmiażdżył pokrywę czaszki. Rosjanin przez chwilę popatrzył na wszystkich i bez słowa opuścił izbę.

Na ostatni spoczynek pochowaliśmy moją siostrę na cmentarzu w Groß Damerkow.

tłumaczenie: Apolinary źródło: Pomorskie Forum Eksploracyjne

Poprzedni artykułMedalowe zdobycze karateków
Następny artykułSztuka o kobietach, kobiety o sztuce