Reklama

10 marca minie 68. rocznica wkroczenia do Lęborka żołnierzy Armii Czerwonej. Działające w ramach Operacji Pomorskiej oddziały 3 korpusu pancernego gen. Aleksieja Panfiłowa zajęły miasto bez walk. Bardziej znaczące było to, co działo się później. Wstrząsające relacje odnajdujemy we wspomnieniach mieszkańców przedwojennego Lauenburga.

Groza jaka zapanowała na Pomorzu po wkroczeniu Armii Czerwonej pozostaje dziś nie do opisania. Za przyzwoleniem oficerów i dowódców żołnierze radzieccy byli zupełnie nieskrępowani w rabunkach, gwałtach i mordach. Ofiarami tej tragedii padli nie tylko Niemcy, ale także Polacy zamieszkujący te tereny. Dzikie hordy azjatyckich czerwonoarmistów, którzy po raz pierwszy zetknęli się z zachodnią cywilizacją, nie odróżniały kobiet niemieckich od polskich. Nikt z cywilów nie mógł liczyć na sprawiedliwe traktowanie.

Operacja Pomorska

Lębork podobnie jak wiele innych miast, sowieci zastali opuszczony przez władze i zupełnie nie broniony. Mimo to, piękne niegdyś miasteczko zostało w sporej części zrównane z ziemią. Do tak zrujnowanego miasta przybywali później polscy osadnicy. Mimo, że mija niemal 70 lat od tych wydarzeń, Lębork nigdy nie powrócił do dawnej świetności. Dopiero dziś snute są plany odbudowania miejskiego rynku, czego pierwszym etapem są prace archeologiczne na Placu Pokoju.

Czytaj także: Armia Czerwona na Ziemi Lęborskiej >>

Jak wyglądało życie, a raczej umieranie w trakcie pierwszych dni wyzwalania, opisał w 1946r. ksiądz Barckow, niegdysiejszy mieszkaniec Lauenburga. Poniżej fragment 6-stronicowej relacji tego niemieckiego duchownego.

Napieranie Rosjan na Lauenburg

Pierwsze dni marca 1945 roku to okres zbliżania się Rosjan do naszego miasta i to od strony zachodu. W środę 7. marca fama niosła: >>Stolp (Słupsk) już płonie; w ciągu dwóch dni będą tutaj!<< W czwartek Lauenburg zapełniony był ludźmi Volkssturmu (rodzaj pospolitego ruszenia): >>Wojska nie są w stanie im się oprzeć, my także nie jesteśmy w stanie ich powstrzymać.<< W piątek zapanował już nastrój paniki. Liczne sklepy rozdają swoje towary, na przykład swoje drzwi otwarła hurtownia jaj, nie trzeba było nakłaniać kobiet do korzystania z jej zasobów; radośnie zmierzały z mnóstwem jaj do swoich domów. Na ulicach wciąż powtarzane pytanie: >>zostajecie?<< i odpowiedź: >>tak źle nie będzie.<< Wielu już pojechało do Gotenhafen (Gdynia) i Danzig (Gdańsk), aby statkiem uciec od zagrożeń, wielu samochodami, inni pieszo, jeszcze inni powozami konnymi do okolicznych wiosek, do tych położonych hen na północy, w szaleńczym przeświadczeniu, że tam nie dotrą Rosjanie.

Kolumna Armii Czerwonej na Pomorzu.

W nocy z piątku na sobotę (9./10. marca) ustawiczne, niewiadomego pochodzenia eksplozje i być może że to już za sprawą Rosjan. Okazało się, że w koszarach SS (dawny zakład dla psychicznie chorych) wysadzono amunicję. Rankiem, o brzasku, zobaczyliśmy rosyjskich żołnierzy podążających gęsiego wzdłuż torów kolejowych wiodących od dworca kolejowego w kierunku Neustadt (Wejherowo), długi rząd żołnierzy ciągnął się bez końca. Kolumny rosyjskich żołnierzy napływały z kierunków północnego i północno-wschodniego i w mig Lauenburg zalany został hordami wroga. Cała nasza zwierzchność znikła aż po ostatniego, nie ostał się nikt z fanfaronów, miasto pozostawione zostało swojemu losowi. Po południu 10. marca wojsko rosyjskie rozlało się po domach w łupieżczych zamiarach. >>Di urren!<< [niemieckie słowo die Uhren (zegarki) wypowiedziane z rosyjskim akcentem] Przez miesiące dźwięk tego słowa tkwił nam w uszach, bo przecież docierał do nas zewsząd. Ledwie dwu– czy czteroosobowa banda opuściła mieszkanie, już przybyła inna, opróżniając szuflady, szafy i schowki rzucając nie przypadającą do gustu ich zawartość na podłogę, sprawiając, że mieszkanie pokrótce upodabniało się do zbójeckiej jaskini.

Potem nadeszła noc, owa najstraszniejsza ze strasznych!!! Wykryto zapasy alkoholu w firmie Koch & Kaspar, które przed nami były ukrywane (wino itp. >>wyprzedane!<<). Teraz pity w niesamowitych ilościach sprawił, że rzucono się w szatańskim pożądaniu na kobiety i dziewczęta. W stadach stali przed każdym domem, pewną Niemkę zgwałciło aż czterdziestupięciu, nie bacząc, że była już umierająca. Ich ofiarami stały się 78-letnie kobiety, 9-letnie dzieci – staje się więc zrozumiałe, że owej nocy około 600 mieszkańców dobrowolnie wybrało śmierć.

Niedzielnego ranka ciąg dalszy rabowania i gwałceń; >>Frau, komm!<< (>>chodź kobieto!<<) – a kto okazał się nieposłuszny, został zastrzelony. Przy tym ci spośród Rosjan, którzy choć trochę władali niemieckim, opowiadali, że ich żony i siostry były przez niemieckich żołnierzy o wiele gorzej traktowane, bywały nawet oblane benzyną i spalone, zamykane w domach i spalone, zastrzelone itp.

W niedzielę weszły do akcji także rosyjskie żołnierki (w oryginale autor użył dla nich terminu >>Flintenweiber<<, niemieckiego pejoratywnego określenia dla kobiet wroga służących w wojsku czy w partyzantce) – kobiety, które posiadały cudowne umiejętności w przeszukiwaniu szuflad i mieszkań.

Najbardziej brutalni byli młodzi żołnierze mongolscy (w wieku około 18 – 19 lat). Zmuszali nas do stania na baczność i ugodziwszy nas kolanami w brzuch przeszukiwali kieszenie i zabierali to, co się im podobało, a rzeczy inne z rozmachem wyrzucali przez okno. Lufami pistoletów rozbijali wiszące na ścianach obrazy, karabinami powalali ludzi na ziemię.

Dla uniknięcia dalszego nieustannego maltretowania uciekliśmy z miasta włożywszy tylko na ramiona plecak. Na dole, przed domem pewien uciekinier ze wsi komentował dochodzące z domu krzyki: >>słyszy pan? Dziś już po raz piąty pastwią się nad moją 13-letnią córką!<<

Wespół z dwudziestoma innymi osobami minęliśmy dworzec kolejowy i trasą od osiedla SA (SA-Siedlung) udaliśmy się na Leśnickie Bagna (Lischnitzer Moor). W drodze witały nas i nam towarzyszyły okrzyki: >>urr!<< A gdy już nie miałem żadnego, którego mógłbym oddać, Rosjanin odpalił mi nad uchem z pistoletu, aż płomień buchnął mi w twarz. Spowodowana tym głuchota pozostała do dziś. Na Leśnickich Bagnach, gdzie napotkaliśmy już istniejące obozowisko uciekinierów, sporządziliśmy sobie z gałęzi w krzakach mizerny szałas. O brzasku i o zmierzchu przynosiliśmy z rowu wodę, raz jeden w ciągu dnia zjadaliśmy kawałek chleba i z obawy wykrycia cały dzień spędzaliśmy w ukryciu. W nocy oczom naszym ukazał się widok płonącego Lauenburga, a z oddali słychać było grzmot ostrzeliwanych miast Gotenhafen i Danzig. Żywiliśmy nadzieję na wyzwolenie przez nasze wojska. Opowiadano o zrzucanych ulotkach lotniczych: Hitler polecił nam obwieścić: >>Wytrwajcie pierwsze 14 dni, a przybędą tam nasi żołnierze!<<

Zniszczenia w centrum Lęborka.

W niedzielę udaliśmy się z powrotem do Lauenburga, na dalszy tu pobyt nie starczyłoby nam sił. Nasz dom w Lauenburgu zastaliśmy zdewastowany. Grabili nie tylko Rosjanie, niestety, niestety także nasi rodacy i to ile dusza zapragnie. Po trzech dniach pobytu w naszym mieszkaniu musieliśmy je opuścić. Rosyjski sztab zajął ulicę. Teraz nastąpił straszny okres czasu – życie pośród wielu wtłoczonych w ciasne mieszkanie osób. Nie mieliśmy odwagi, aby wyjść na ulicę, a żywności brakowało. Co noc dobijanie się do drzwi przez Rosjan i przeszukiwanie mieszkania w poszukiwaniu kobiet i je gwałcono, nie baczą na przyglądające się gwałconej kobiety dzieci i 20 innych osób. A gdy im nie otworzono, sypały się szyby z okien, przez które wchodzono i Niemców bito, albo też drzwi rozbijano kolbami karabinów. Sześć tygodni spało się w odzieży. W ciągu dnia nieustanne przeszukiwania przez Rosjan każdego zakątka aż po strych i rzadko przeszukujący odchodzili bez łupu. Najbardziej pożądana była wódka.

W wyniku pożarów zniszczonych zostało wiele budynków, całe ich bloki, np. cały rynek, ulice Stolperstraße, Danzigerstraße, Neuendorferstraße, Marktstraße, Klosterstraße i Mühlenstraße; żałosny obraz ruin, ale jeszcze gorszy był widok ulic tego niegdyś tak pięknego i czystego miasta. Wszędzie rozproszone pierze, nawet całe pierzyny, padłe konie, wraki samochodów, bezużyteczne koła, części powozów, przedmioty gospodarstw domowych, obalony każdy słup ulicznych latarń, potłuczone szyby wszystkich wystaw sklepowych, wokoło porozrzucane połamane fotele, krzesła, kanapy. A jeszcze do tego zatarasowane chodniki i jezdnie przez zapadłe ściany budynków – obraz spustoszenia.

Niebawem przemocą sprowadzona została siła robocza. Należało obierać ziemniaki, obsługiwać rosyjskie szpitale, prać bieliznę, sprzątać ubikacje itd.. Rosjanie nie potrafili posługiwać się WC-etem; muszle zapełniano aż się przelewały, nie spłukując je po sobie, a nieczystości zmuszeni byli każdego ranka usuwać Niemcy. Sztab rosyjski zajął nowocześnie urządzone budynki – nowe budownictwo z WC-etami, mimo tego polecili zbudowanie w ogrodach szaletów, w których swoje potrzeby załatwiać można było zwyczajowo na stojąco.

Po około czterech tygodniach wprowadzono zakaz plądrowania, ale zakazu tego nie przestrzegano. Nadal też trwało gwałcenie kobiet. Nie należały do rzadkości rabunki w biały dzień i na otwartej ulicy.

tłumaczenie: Apolinary źródło: Pomorskie Forum Eksploracyjne