Data 10 marca to dla Lęborka data szczególna. To w tym dniu w 1945 roku do miasta wkroczyła Armia Cz
Reklama

Data 10 marca to dla Lęborka data szczególna. To w tym dniu w 1945 roku do miasta wkroczyła Armia Czerwona. Kolejne dni i miesiące dla mieszkańców i ich majątku były bardzo ciężkie. „Wyzwoliciele” grabili, mordowali, podpalali.

Jednym z tragicznych epizodów była napaść sowietów na klasztor ojców Franciszkanów przy kościele św. Jakuba Ap. Dziś mija dokładnie 75 lat od tych tragicznych wydarzeń.

Na zdjęciach klasztor, odsłonięta w 2015 roku tablica pamiątkowa i grób na lęborskim cmentarzu jednego z zamordowanych – księdza Roberta Königa. Wydarzenia z 1945 roku opisał kilka lat temu w artykule pn. „Strzały na plebanii” Jan Chlebowicz. Wstrząsająca lektura…

„STRZAŁY NA PLEBANI”

„Czerwonoarmista próbował zgwałcić gospodynię. W obronie kobiety stanął ks. Franciszek Szynkowski, który powiedział po polsku: „Ty jesteś diabłem, szatanem”. Rosjanin z całej siły uderzył go kolbą karabinu. Krzyczał, że wszystkich rozstrzela…

Armia Czerwona zajęła Lauenburg, czyli dzisiejszy Lębork, w nocy z 9 na 10 marca 1945 r. Moment ten zapamiętał ks. Barckow, Niemiec. „Rankiem, o brzasku, zobaczyliśmy rosyjskich żołnierzy podążających gęsiego wzdłuż torów kolejowych (…). W mig Lauenburg zalany został hordami wroga”. Z Lęborka niemieckie wojsko wycofało się kilka dni wcześniej, pozostawiając ludność cywilną swojemu losowi. Rozpoczęło się „wyzwalanie” miasta…

Libacja na starym rynku

Sowieci zaczęli łupić domy. Krzyczeli z rosyjskim akcentem: „Di urren!”, czyli zegarki. Interesowało ich wszystko, co się świeci. „Ledwie dwu- czy czteroosobowa banda opuściła mieszkanie, już przybyła inna, opróżniając szuflady, szafy i schowki” – opowiada ks. Barckow. Jednak najgorsze miało dopiero nadejść. W pewnym momencie czerwonoarmiści wykryli zapasy alkoholu w firmie Koch&Kaspar. – Była to rozlewnia spirytusu, likieru i wódki. Niedaleko wejścia stały dwie potężne kadzie, każda o pojemności 5 tys. litrów. Właściciele nie zdążyli wylać wszystkiego przed przybyciem Sowietów. Rosjanie przeturlali beczki ze spirytusem na sam środek rynku. Potem powyrzucali wszystkie meble z pobliskich budynków, oblali je alkoholem i podpalili, by się ogrzać – opowiada Zachariasz Frącek, członek Lęborskiego Bractwa Historycznego, pasjonat historii. Zaczęła się libacja. Po kilku godzinach zamroczeni wódką czerwonoarmiści „rzucili się w szatańskim pożądaniu na kobiety i dziewczęta. W stadach stali przed każdym domem. Ich ofiarami były 78-letnie starsze panie i 9-letnie dzieci” – wspomina ks. Barckow. Wrzeszczeli „Frau, komm!”, czyli „Kobieto, podejdź”. A kto okazał się nieposłuszny, z miejsca był rozstrzeliwany.

Wyzwoliciele

Część mieszkańców szukała schronienia na plebanii kościoła św. Jakuba Apostoła. Proboszczem parafii był wówczas ks. dr Kurt Heinrich, kapłan katolicki, Niemiec. – Niektórzy mówili o nim „chodząca świętość”. Nawet w czasie wojny, mimo ostrych hitlerowskich zakazów, słuchał spowiedzi w języku polskim – podkreśla Z. Frącek. To właśnie dzięki jego spisanym wspomnieniom, możemy po latach odtworzyć dalszy ciąg wydarzeń. Na plebanii przebywali także gospodyni, młody niemiecki duchowny ks. Robert König oraz ks. Franciszek Szynkowski z Niezabyszewa, któremu towarzyszyli siostra z mężem i ich dwie córki. – Według relacji ks. Heinricha, oprócz nich, w piwnicy plebanii schroniło się aż 50 lęborczan, w tym kobiety i dzieci. To mało prawdopodobne. Znam dobrze to pomieszczenie. Może zmieścić się w nim maksymalnie 20 osób – mówi Z. Frącek. W pewnym momencie koło świątyni zaczęło kręcić się kilku Rosjan. Zażądali od ks. Heinricha kluczy do stajni. Chcieli ukraść konie. Jednak w budynku zastali jedynie starego opla. Żołnierzom nie udało się odpalić auta. Byli wściekli. Weszli na plebanię i zaczęli grozić, że wszystkich pozabijają. Usiedli w kuchni i zaczęli pić. Chcieli, by siostrzenice ks. Szynkowskiego dosiadły się i im towarzyszyły. Kiedy te odmówiły i wylały wódkę do zlewu, wpadli w szał. Sowieci rzucili się na młode kobiety, próbując je zgwałcić. One uciekły do jadalni, w której, jak wspomina ks. Hein- rich, przebywało wówczas 18 osób. Jedna z dziewczyn uklękła. Rosjanin tłukł ją kolbą karabinu i kopał. Miała wtedy powiedzieć: „Ja nie idę do was, lecz do mojego Boga”. W tym czasie inny czerwonoarmista siłą rozbierał gospodynię plebanii. W jej obronie stanął ks. Szynkowski. Rosjanin zaczął wrzeszczeć, że wszystkich zabije. Potem kazał opuścić budynek kobietom z małymi dziećmi. Księża udzielili wszystkim pozostałym w środku rozgrzeszenia. Ks. König trzymał w ręku hostię. – Kapłani przeczuwali, że może dojść do tragedii – twierdzi Z. Frącek.

Zapomniana historia

Proboszcz zaczął błagać o litość. Bezskutecznie. Jeden z czerwonoarmistów zamknął się w pokoju plebanii z 16-letnią dziewczyną, którą brutalnie zgwałcił. Według relacji ks. Heinricha na sam koniec strzelił jej w tył głowy, a krwi było tak dużo, że aż wylewała się z pomieszczenia. – Jest też inna wersja – mówi Z. Frącek. – Jako młody chłopak rozmawiałem ze starszą Niemką, która mieszkała nieopodal kościoła. Opowiadała, że wyniosła zmaltretowaną dziewczynę z plebanii na rękach i opiekowała się nią przez długi czas. Nastolatka straciła rodziców i zaczęła mówić do tej kobiety „mama”. Potem wyjechała do Niemiec. Co wydarzyło się później? – Księdzu Hein- richowi udało się opuścić budynek. Szukał pomocy u rosyjskich oficerów. O tragedii, która nastąpiła potem, dowiedział się od swojej gospodyni – opowiada Z. Frącek. Jeden z żołnierzy ponownie próbował zgwałcić siostrzenicę ks. Szynkowskiego. Podczas szarpaniny z dziewczyną wypaliła jego broń, raniąc Rosjanina w stopę. Sowieci opuścili budynek. Jeden z nich miał wrzucić do środka granat. – To raczej niemożliwe. Na plebanii nie było śladów wybuchu. Żadnych pęknięć, rys, wybitych okien – tłumaczy Z. Frącek. Chwilę później padły strzały. Zginęli ks. König, ks. Szynkowski, cała jego rodzina oraz przyjaciel. Przez dwa tygodnie ciała zamordowanych leżały niepochowane. W końcu ktoś pogrzebał je w ogrodzie przy plebanii. – Potem dzięki ks. Heinrichowi zostały ekshumowane i przeniesione na cmentarz. Kilka miesięcy później niemiecki proboszcz musiał opuścić Polskę.”